środa, 5 sierpnia 2009
poniedziałek, 4 maja 2009
Znajdź dziesięć różnic
Kolejny klucz wpięlam dzisiaj do mojego podrecznego zestawu.
Jutro zaczynam prace! :)
Jestem pelna entuzjazmu, chociaż nielatwo przyjdzie się zerwać z lóżka przed poludniem (może by tak znaleźć jakis budzik!?). Trzeba się będzie przedrzeć przez tlum porannych rodaków, a tu ręce skostniale w lokciach i pazur przypilowany ciut za bardzo. I wreszcie być na umówionym miejscu, o wyznaczonej godzinie, i to w pelni wladz fizycznych i umyslowych!
A wszystko to - do 8.30!
Juz to czuję, jak miesiące blogiego leniuchowania,
toną bezpowrotnie w otchlani roboczogodzin.
Niech na zawsze pozostana w naszej pamieci.
;D
środa, 22 kwietnia 2009
"Vicky, Christina, Barcelona" by Woody Allen
Widziałam i zachwyciłam się. Woody Allen, jakiego lubię. Ciepły, przekorny i z odrobiną pieprzu. Cudownie latynowski. A, że wiosna w rozkwicie, a i sezon wakacyjny tuż - gorąco polecam.
;)
Motyw przewodni - Giulia y los Tellarini
http://profile.myspace.com/index.cfm?fuseaction=user.viewprofile&friendid=267549941
;)
Motyw przewodni - Giulia y los Tellarini
http://profile.myspace.com/index.cfm?fuseaction=user.viewprofile&friendid=267549941
poniedziałek, 13 kwietnia 2009
niedziela, 12 kwietnia 2009
sobota, 11 kwietnia 2009
piątek, 10 kwietnia 2009
niedziela, 5 kwietnia 2009
Nareszcie kupiłam zegar .
Ale nie jakiś tam elektroniczny cyber-gadżet, zsynchronizowany z satelitą i odmierzający promile sekund. Prawdziwy zegar na sprężynę. Z dzwonkiem o mocy wskrzeszania umarłych i fosforyzującą tarczą. Z czterema pokrętłami, które zawsze się mylą przy użyciu (bo takie jest właśnie ich przeznaczenie zgodnie z Prawem Murphy'ego).
Nakręcam. Tykanie.
Moje mieszkanie oddycha miarowo po latach nocnego bezdechu. A mnie zaczynają przychodzić do głowy stare historie.
Z czasów gdy godzina miała jeszcze sześćdziesiąt minut, a doba dwadzieścia cztery godziny. A zresztą... Nikt wtedy czasu nie liczył ;-)
Nakręcam. Tykanie.
Moje mieszkanie oddycha miarowo po latach nocnego bezdechu. A mnie zaczynają przychodzić do głowy stare historie.
Z czasów gdy godzina miała jeszcze sześćdziesiąt minut, a doba dwadzieścia cztery godziny. A zresztą... Nikt wtedy czasu nie liczył ;-)
czwartek, 2 kwietnia 2009
z zaginionych pamiętników Frau Mrau
wtorek, 31 marca 2009
...
W periodykach naukowych - magazyn Style ;) - opublikowano ostatnio wyniki wieloletnich badań na temat fizjologii snu. Pokuszę się, jeśli Państwo pozwolą, o przytoczenie kilku najważniejszych faktów...
Po pierwsze:
najlepszym środkiem na bezsenność jest świadomość, że za chwilę trzeba wstać,
Po drugie:
ten, kto najbardziej chrapie, zasypia zawsze pierwszy
A po trzecie:
nic nie powstrzyma kota, który uznał, że czas już najwyższy na śniadanie
Po pierwsze:
najlepszym środkiem na bezsenność jest świadomość, że za chwilę trzeba wstać,
Po drugie:
ten, kto najbardziej chrapie, zasypia zawsze pierwszy
A po trzecie:
nic nie powstrzyma kota, który uznał, że czas już najwyższy na śniadanie
piątek, 6 marca 2009
wtorek, 3 marca 2009
jak przetrwac w czasach feminizmu...
...czyli skąd się biorą dżentelmeni...
- Proszę Pana... ja byłam pierwsza! - dziesięcioletnia dziewczynka wskakuje na jedyne wolne miejsce, odpychając z wielką determinacją kolegę z klasy. Najwyrazniej upatrzył sobie to samo siedzisko.
- Ja zobaczyłem je pierwszy! - wrzeszczy dzieciak z furią nie zamierzając poddac się bez walki. Patrzy z nadzieją na nauczyciela.
Szczupły mężczyzna bezskutecznie próbuje zapanowac nad lawiną kolorowych czapek i kurtek, która wdarła sie z pomrukiem do autobusu, i wypełniła szczelnie każdą szpare.
"Dlaczego ja to wogóle robie? Taka charówa. I za co? Za te psie pieniądze?"
Z poczuciem niespełnienia na umęczonej twarzy patrzy przepraszająco na najbliższego pasażera. Pani w brązowym płaszczu unosi z dezaprobatą oczy ku niebiosom, żałując, ze nie wsiadła we wcześniejszy autobus.
- Proszę pana, proszę pana. To moje miejsce!- świdruje w uszach cienki głosik. Nauczyciel odwraca sie w strone, skąd dochodzi i rozbieganym wzrokiem usiłuje ogarnąc sytuacje. Na jego twarzy pojawia sie wyraz jeszcze wiekszej rezygnacji:
- Jasiu, bądź dżentelmenem - wzdycha ciężko - ustąp jej... Była szybsza.
...
i co Wy na to, Drogie Panie? ;)
- Proszę Pana... ja byłam pierwsza! - dziesięcioletnia dziewczynka wskakuje na jedyne wolne miejsce, odpychając z wielką determinacją kolegę z klasy. Najwyrazniej upatrzył sobie to samo siedzisko.
- Ja zobaczyłem je pierwszy! - wrzeszczy dzieciak z furią nie zamierzając poddac się bez walki. Patrzy z nadzieją na nauczyciela.
Szczupły mężczyzna bezskutecznie próbuje zapanowac nad lawiną kolorowych czapek i kurtek, która wdarła sie z pomrukiem do autobusu, i wypełniła szczelnie każdą szpare.
"Dlaczego ja to wogóle robie? Taka charówa. I za co? Za te psie pieniądze?"
Z poczuciem niespełnienia na umęczonej twarzy patrzy przepraszająco na najbliższego pasażera. Pani w brązowym płaszczu unosi z dezaprobatą oczy ku niebiosom, żałując, ze nie wsiadła we wcześniejszy autobus.
- Proszę pana, proszę pana. To moje miejsce!- świdruje w uszach cienki głosik. Nauczyciel odwraca sie w strone, skąd dochodzi i rozbieganym wzrokiem usiłuje ogarnąc sytuacje. Na jego twarzy pojawia sie wyraz jeszcze wiekszej rezygnacji:
- Jasiu, bądź dżentelmenem - wzdycha ciężko - ustąp jej... Była szybsza.
...
i co Wy na to, Drogie Panie? ;)
poniedziałek, 23 lutego 2009
przystanek "dom"
Podobno w Nowym Jorku jest taki salon pięknosci, gdzie można uciąc sobie drzemkę w przerwie na lancz. Dwanascie dolarow za dwadziescia minut snu. Zwyczajnośc staje sie rzadkim, godnym pożądania rarytasem.
Świat chyba zwariował! Ale cóż, widac takie czasy.
A ja codziennie zakradam sie pod sobie wiadomy adres. Wczesnym popołudniem wspinam sie na trzecie pietro i zadyszką otwieram drzwi pewnego mieszkania. Zamykam je za soba i znikam dla swiata...
A tam zupa prosto z garnka. Ze smietaną. Nad stołem portret przodka, patrona do-syta-jedzących. Po obiedzie herbatka i sodycz jakas, dla duszy.Troche polityki i rodzinnych wspomnień, a i powieki przymknąc można na chwilę, w razie nagłej potrzeby.
I godzina życia - uratowana.
Ale o tym nikomu ani słowa!
Nie jest na sprzedaż ;)
Świat chyba zwariował! Ale cóż, widac takie czasy.
A ja codziennie zakradam sie pod sobie wiadomy adres. Wczesnym popołudniem wspinam sie na trzecie pietro i zadyszką otwieram drzwi pewnego mieszkania. Zamykam je za soba i znikam dla swiata...
A tam zupa prosto z garnka. Ze smietaną. Nad stołem portret przodka, patrona do-syta-jedzących. Po obiedzie herbatka i sodycz jakas, dla duszy.Troche polityki i rodzinnych wspomnień, a i powieki przymknąc można na chwilę, w razie nagłej potrzeby.
I godzina życia - uratowana.
Ale o tym nikomu ani słowa!
Nie jest na sprzedaż ;)
wtorek, 17 lutego 2009
z zaginionych pamiętników Frau Mrau
wtorek, 10 lutego 2009
wtorek, 3 lutego 2009
niedziela, 1 lutego 2009
rozmrażanie lodówki
No i jestem na swoim. Przeprowadzilam sie. Już od tygodnia spie na materacu sniac o wygodnej sofie. W lodówce pusto. W kredensie pusto. W glowie pusto. Wogóle strasznie tu jakos i bezludnie. Brrr!
Tak dłużej byc nie może! Musze cos zmienic. Musze zaczac jeszcze raz!
A wiec...
Będę wstawac rano, rozpoczynac dzien od zimnego prysznica i gimnastyki, jeśc lekkie posiłki i aktywnie szukac pracy. Bede duzo czytac, bede sie poprostu rozwijac. Bede tryskac optymizmem i dobrą energia, zawsze pomocna i w swietnym humorze. Wogóle bede innym człowiekiem, zmienie sie na lepsze. Absolutnie. Zaczne zupełnie nowe zycie.
OD JUTRA
Haha!
A tak a'propos, a moze raczej na marginesie... Pewien dominikanin, spędził rok w górskiej pustelni. Taką miał potrzebę, złapania oddechu, bycia sam na sam ze sobą. Swietnie wiedział, czego chce, a mimo to poczatki byly ciezkie. Zle znosil samotnosc. Nie odrazu uporal sie ze swoimi demonami. Porównywał pózniej to doświadczenie do rozmrażania lodówki (cyz nie cudne skojarzenie?):
..."odkrywa sie wtedy różne rzeczy... wylaczenie z pradu sprawia, ze wszystko pomału zaczyna topniec i spod lodu zaczyna przeswitywac to, co pod nim jest...Wtedy zaczyna byc - powiedzmy-ciekawie..."
No cóż, czas zaczac wielkie rozmrazanie!
Aha!
Jeszcze jedno Kochaniency, poznajcie Kotke, od dzisiaj bedzie ze mna :-)
czwartek, 15 stycznia 2009
post (nie)rozrachunkowy
Jak tu zaczac, jak tu zaczac? Moze tak:
MIAL BYC BLOG. Blog o Irlandii. O emigracji. O kolonizacji zielonej wyspy. O naszym zyciu. I co? I nic... guzik... figa z makiem ;) I juz nie bedzie. Jakos nie zdazylam. Piec lat mignelo mi tylko przed nosem.
Wiec moze zaczne tak:
NOWY BLOG NA NOWE ZYCIE? Eee... chyba nie bardzo... :)
Siedze sobie w moim krakowskim mieszkanku. W kuchni, przy oknie z widokiem - na bloki i parking. Jest tu tez drzewo, w kazdym razie bylo jeszcze jesienia. Niczego nie slucham, siedze sobie w ciszy i gapie sie w snieg. I jest mi, dobrze. Spokojnie. Nie, zebym odrazu jakiejs naglej stabilizacji zaznala, skadze! W pokoju pietrza sie stosy samajuzniewiemczego, pudelka z naklejkami z Irlandii ciagle nie rozpakowane, a wiaderka po farbie schna sobie w kacie. Kolejny dzien bede spala u Siostry na sofie... jako gosc. No rece mi juz opadaja, naprawde :)
Ale w kosciach czuje, ze sie ulozy, mimo wszystkich moich watpliwosci. Musi byc dobrze.
Wiec jeszcze raz, moze zaczne tak:
NAJLEPSZY CZOSNEK NIE MA ROWNIUTKICH, BIALYCH ZABKOW. PRAWDZIWY CZOSNEK JEST CIEMNOSZARY, CHROPOWATY, CALY POWYKRZYWIANY... POPROSTU SZPETNY... Odkrywam go na nowo :)
Teskno mi za Wami irlandzka Rodzinko... Zmykam juz stad. Musze zdazyc na ostatni autobus. Ani mi sie sni isc na nogach!
Subskrybuj:
Posty (Atom)